zabawa się skończyła. Po listopadowym Biegu Niepodlełości w Poznaniu oficjalnie rozpoczęliśmy okres, w którym nie stanie się tragedia, jeśli zamiast iść na trening, zostaniemy w domu. Różnie nazywa się ten czas, my go nazwaliśmy off-seasonem, bo po angielsku brzmi ładniej niż po naszemu, no i można pokazać, że nauka w szkole i miliony złotych utopione w korepetycjach nie poszły na marne. Off-season, jak sama nazwa wskazuje (jeśli znasz angielski), to okres poza sezonem, czyli czasem, w którym startujesz w zawodach i męczysz się najbardziej. W poprzednich latach czas ten przeznaczaliśmy głównie na tracenie tego, co wypracowaliśmy na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy. Ale tym razem miało być inaczej. Czy tak było?
Z racji tego, że dystanse, na których zamierzamy startować, to już nie przelewki, planowaliśmy podejść do tematu na poważnie. Obaj uznaliśmy, że przez okres jesienno-zimowy nie będzie chęci ani możliwości na intensywne treningi triathlonowe. Oprócz tego wspomnieć trzeba o tym, że nie było nawet takiej konieczności, aby ostro zasuwać zimą, ponieważ nie planowaliśmy żadnych startów. Mogliśmy zatem skupić się na tym, aby nadrobić zaległości albo zbudować coś, co pomoże nam w nadchodzących miesiącach przy intensywnych treningach. Biorąc powyższe pod uwagę, postanowiliśmy popracować nad:
- wzmocnieniem siły poprzez chodzenie na pakiernię,
- techniką pływania, biegania oraz jazdy na rowerze,
- zadbaniem o zdrowie i przebadaniem organizmu.
W pierwszej kolejności zapisaliśmy się na siłownię. Zaczęliśmy uczęszczać we wrześniu. Zbyszałek, jako iż posiadał spore już doświadczenie w pracy nad bickami i innymi tricami, dumnie piastował stanowisko sensei'a i opracowywał treningi dla Racic. Plan (z grubsza) zakładał trzykrotne pojawienie się na siłce w ciągu tygodnia i pracę w trzech obszarach:
- klata + łapy
- plecy + brzuch
- nogi.
W każdym tygodniu odbywały się trzy treningi i w każdym skupialiśmy się mocniej na wybranym obszarze, ale wplataliśmy też pojedyncze ćwiczenia z pozostałych. Królałek, nie posiadając tytułu pakera z racji małego doświadczenia w przerzucaniu kilogramów, potrzebował wielokrotnie wsparcia merytorycznego od Zbyszałka, więc treningi zawierały sporo różnych ćwiczeń, aby spróbować i nauczyć się wszystkiego. Zbyszałek dbał o różnorodność ćwiczeń i brak rutyny w treningach, nie było więc mowy o nudzie. Z czasem, do trzech głównych obszarów działania, dorzuciliśmy jeszcze ćwiczenia core, czyli tzw. stabilizujące. Celem ich wykonania jest wzmocnienie tych partii mięśni, które odpowiedzialne są za naszą postawę (nie tylko moralną) i sylwetkę. Są one bardzo często lekceważone przez sportowców, ale należy zwrócić na nie szczególną uwagę. Słabe mięśnie stabilizujące mogą bardzo negatywnie wpływać na technikę wykonywania triathlonowych dyscyplin. Widać to bardzo dobrze w trakcie biegania - jeśli np. masz tendencję do garbienia się podczas biegu i problemy z utrzymaniem poprawnej sylwetki, może to oznaczać, że powinieneś popracować nad mięśniami brzucha czy pleców. My te ćwiczenia wykonywaliśmy nie tylko na siłce, ale także w domu - jedyne, czego potrzeba do ich wykonania, to kawałek miejsca w pokoju. Naszą przygodę na siłowni możemy ocenić bardzo pozytywnie, ponieważ oprócz ogólnego wzmocnienia naszych mięśni ćwiczyliśmy coś innego, niż w miesiącach w trakcie sezonu, czyli przełamaliśmy rutynę. W dodatku Królałek czegoś się nauczył, a Zbyszałek ćwiczył się w byciu masterem.
Siłownia siłownią, ale pływać, jeździć na rowerze i biegać też trzeba było. W tym obszarze skupiliśmy się nad poprawą techniki wykonywania poszczególnych dyscyplin. W każdej z nich wybraliśmy określone elementy do poprawy i nad nimi każdy z nas pracował. W pływaniu obraliśmy za cel poprawę pracy nóg poprzez ćwiczenia z płetwami, poprawę ,,czucia" wody przez nasze dłonie w trakcie pływania, poprawność ułożenia rąk w kraulu oraz oddychanie z obu stron. Wszystkie te czynności są niezwykle ważne i wpływają w znaczącym stopniu na efektywność pływania. Jeśli chodzi o jazdę rowerem, skupiliśmy się głównie na usunięciu tzw. martwego punktu, czyli punktu, w którym przestajemy pedałować jedną nogą kosztem zwiększonej pracy drugą. Treningi opierały się na tym, aby pracować każdą nogą jednakowo w całym cyklu pedałowania, czyli wyeliminować sytuacje, w których działa tylko jedna noga. Pracowaliśmy również w ten sposób, że pedałowaliśmy używając tylko jednej z nóg, aby wyrobić nawyk regularnej pracy. Tak wyglądały treningi rowerowe. A co z bieganiem? Zbyszałek szlifować technikę tzw. chi runningu, który zakłada, że nasza postawa powinna być dość znacząco pochylona do przodu. Ma to umożliwić lądowanie na przedniej części stopy, a to z kolei pozwala na dynamiczniejsze odbicie się oraz odciążenie kolan. Królałek w kwestii biegania działał inaczej, a mianowicie konsultował technikę biegu z fizjoterapeutą. Ale o tym za moment.
Treningi to nie wszystko. Trzeba również pomyśleć o swoim zdrowiu. Tak też uczyniliśmy, w końcu lepiej zawczasu pomyśleć o prewencji, niż później o leczeniu. Zbyszałek wykonał badania, które miały potwierdzić, czy wszystko gra z jego organizmem. Badania te miał zrobić już dawno, obiecywał, zarzekał się, aż w końcu w tym roku uległ lekko przerażony wizją robienia półmaratonu po pływaniu i 100 km roweru. Wykonał on kompleksowe badania pozwalające ocenić ogólny stan organizmu. W ich skład wchodziło badanie krwi, moczu, ogólne badanie okulistyczne, laryngologiczne, stomatologiczne i ortopedyczne, a także próba wysiłkowa i echo serca. Po takim komplecie badań i konsultacji z lekarzem sportowym zapadł wyrok - osobnik jest zdrowy, nie ma przeciwwskazań do triathlonowania się. Byle się dobrze wysypiać. Królałek z kolei postawił na wizyty u fizjoterapeuty. W pierwszej kolejności zwrócił się z problemem bólu pleców, ale z czasem zajęcia dotyczyły również problemów z różnymi partiami mięśniowymi oraz wadami postawy. W ostatnim czasie wizyty mocno skupione były na problemie podczas biegania, bowiem lewa noga w trakcie treningu haczy o prawą. Problem nie został jeszcze do końca wyjaśniony i będzie opracowywany na nadchodzących zajęciach, jednak już widać pewien progres w tej kwestii. Na ostatniej wizycie miało miejsce rozpoznanie napięć mięśniowych w całym ciele w gabinecie fizjoterapeutycznym (poprzednie zajęcia odbywały się na sali ćwiczeń). Po analizie okazało się, że lewa noga ma spore problemy z napięciami, co ją osłabia i negatywnie wpływa na postawę całego ciała w trakcie biegu, jako że pojawia się dysproporcja udziału poszczególnych partii mięśniowych w trakcie biegania. Temat jest bardzo ciekawy, pokazuje bowiem, że uprawiając sport koniecznie trzeba równolegle dbać o dobry stan naszych mięśni, głównie poprzez odpowiednią regenerację, technikę wykonywania ćwiczeń oraz stretching (kolejne angielskie słówko, jest fejm), czyli po prostu rozciągania. Jeśli się to oleje, można mieć potem poważne problemy, jako że wzrasta ryzyko kontuzji. A tego bardzo, bardzo nie chcemy.
Tak to wyglądało u nas w trakcie minionych pięciu miesięcy. Ćwiczyliśmy, ale w inny sposób, popracowaliśmy nad techniką oraz zdrowiem, wzmocnieniem mięśni. To powinno zaprocentować nadchodzącym czasie, jako iż wchodzimy z początkiem kwietnia w dwudziestotygodniowy plan treningowy mający nas przygotować do startu w połówce Iron Mana. Koniec ściemy, nadchodzi rzeźnia.
Pamiętajcie o naszym profilu na Instagramie! Wrzucamy tam różne fociszcza z treningów i takie tam.
Pozdro600,
Płonące Racice
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz