piętnastego dnia kwietnia miało miejsce w Poznaniu duże biegowe wydarzenie, a mianowicie jedenasty półmaraton organizowany w tymże pięknym mieście. Nie piszemy o tym przez przypadek, byliśmy bowiem jednymi z ponad jedenastu tysięcy uczestników, którzy zapragnęli postawić się swojemu lenistwu i pokonać opory tworzone przez nasze wspaniałomyślne mózgi. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci ponoć korzysta, ale w przypadku biegów półmaratońskich jest inaczej - Ty walczysz ze swoim lenistwem, ale Twoje nogi nic na tym nie zyskują, jako że skazujesz je na katorgę związaną z koniecznością pokonania nieco ponad 21 kilometrów. Cóż, nikt nie mówił, że będzie różowo.
Razem ze Zbyszałkiem postanowiliśmy rozprzestrzenić nazwę Płonących Racic na poznańskim biegu. Zapisując się jesienią 2017 roku uznaliśmy, że kwiecień będzie dobrą porą na zaprezentowanie swojej formy biegowej przed zbliżającym się sezonem triathlonowym. Planowaliśmy regularnie biegać przez zimę, a na wiosnę poddać się większemu rygorowi treningowemu, zatem miało być dobrze. A jak było w rzeczywistości?
Trzeba przyznać, że całkiem dobrze, choć osobiście, widząc półmaraton na horyzoncie, nie byłem tak pewien swego. Nie biegaliśmy bowiem od prawie pół roku więcej niż 13 kilometrów w pojedynczej sesji treningowej, trudno było więc zakładać, czy damy radę podołać wyzwaniu. Do poprzednich biegów na tym dystansie podchodziliśmy bardzo serio, dużo trenując i biegając w pojedynczych sesjach nawet po 18-19 kilometrów, mogliśmy zatem mówić o większej pewności siebie, niż w przypadku opisywanego biegu. Cel był jasny - przeżyć. Bardziej ambitny cel zakładał przeżycie w połączeniu z zachowaniem godności człowieka, czyli dobiec o własnych siłach, nie wydalając w żaden sposób przyjętego wcześniej pokarmu (w pakiecie dostaliśmy gąbkę, uznaliśmy, że to info od organizatorów, że sprzątamy po sobie sami). Celem maksimum było złamanie dwóch godzin.
Cel uznaliśmy za ambitny, ale możliwy do osiągnięcia. nastroje mieliśmy dobre, nic bowiem nie musieliśmy, a jedynie mogliśmy, startowaliśmy bez wielkich oczekiwań i presji. W dodatku dzień był piękny - słoneczko, lekki wiaterek, ciepło, ale nie gorąco, czyli wspaniałe warunki na debiutancką połówkę w Poznaniu (no, wcześniej obalaliśmy już tutaj połówki, tylko inne). Nic, tylko biec. No to pobiegliśmy. Start mieliśmy bardzo żwawy, ale i dość pechowy. Zbyszałek poczuł lekki ból w nodze, a mnie przycisnął mocz, musiałem zatem złapać najbliższego tojka i oddać to, co niedawno wypiłem. Początek biegu nie był dla nas więc specjalnie udany, ale obie rzeczy nie wpłynęły negatywnie na nasz bojowy nastrój i dalszą dyspozycję. Atmosfera w trakcie biegu była wspaniała, wielu biegaczy motywowało do działania, kibice dopingowali, pogoda dopisywała, mieliśmy zatem pole do popisu.
Tuż przed startem Zbyszałek zdał sobie sprawę z tego, w co się wpakował. Zdjęcie by Kasia.
No i można powiedzieć, że się popisaliśmy. Przeżyliśmy - cel minimum zaliczony. Przeżyliśmy, zachowując godność człowieka - cel nr 2 zaliczony. Przeżyliśmy, zachowując godność człowieka, i zrobiliśmy to poniżej dwóch godzin - czyli cel maksimum na bieg osiągnięty. Zbyszałek biegł jak opętany i wykręcił oszałamiający czas - 1:46:40 - zajmując 2439 miejsce w kategorii ogólnej. Ja przybiegłem na metę nieco ponad 9 minut później, uzyskując czas 1:55:49.
Na mecie czekały na nas medale, owoce, izotoniki i ciepły posiłek czyli wszystko, czego trzeba człowiekowi po przebiegnięciu 21 kilometrów. Bieg możemy podsumować bardzo pozytywnie, udało się bowiem zrealizować swoje cele oraz zwiększyć pewność siebie przed kolejnymi imprezami. Na minus można jedynie zaliczyć organizację wyjścia ze strefy finiszera, ponieważ podobnie jak wielu biegaczy mieliśmy problem ze sprawnym opuszczeniem tej strefy (MTP jest dość spore). Problem mieli też kibice stojący przy barierkach niedaleko mety - musieli się w niektórych miejscach stłoczyć na bardzo małej powierzchni, co utrudniało ruch i poruszanie się. Takie tam drobnostki, które jednak nie przysłaniają pozytywnego odbioru całej imprezy. Półmaraton w Poznaniu wart jest polecenia, co niniejszym czynimy.
Przy okazji polecamy także nasz profil na Instagramie - wbijajcie, komentujcie nasze zdjęcia.
To tyle. Było dobrze. Niedługo kolejne eventy, będzie więc czym się dzielić.
Nie ma lipy.
Pozdro600,
Płonące Racice
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz