Witajcie,
rok 2018 nie był dla nas zbyt łaskawy pod kątem ilości wolnego czasu. Praca, kończenie studiów oraz rozpoczynanie nowych, treningi oraz inne obowiązki są wspaniałą wymówką dla lenistwa, niemniej jednak nie czujemy się dobrze z tym, że zaniedbaliśmy bloga. Ma on stanowić nasz dziennik przygotowań do wielkiego wyzwania, z którym chcemy się podzielić, dlatego czujemy, że wiele ciekawych rzeczy nam umknęło poprzez fakt, że nie pisaliśmy nowych postów.
Nowy rok, nowa ja - plan jest taki, aby na koniec każdego tygodnia napisać, co udało się zrealizować w ciągu minionych siedmiu dni. Zanim jednak do tego przejdziemy, chciałbym krótko podsumować rok poprzedni, ponieważ wiele się działo.
Celem nadrzędnym było pokonanie dystansu 1/2 IM w Borównie i obaj cel ten zrealizowaliśmy. Było bardzo trudno, zwłaszcza dla Zbyszałka, który zaliczył wypadek na etapie rowerowym. Spowodował on dość poważną kontuzję barku. Na szczęście, żyje, ma się dobrze i ukończył zawody. Dystans dał nam w kość, dlatego byliśmy szczęśliwi, że udało się go ukończyć. Więcej o tych zawodach napiszemy w osobnym poście.
Droga do 1/2 IM wiodła przez mozolne treningi i restrykcyjną dietę. Były również sportowe eventy. Po przebiegnięciu poznańskiego półmaratonu w kwietniu przyszedł czas na inny półmaraton, który wiódł przez góry, lasy i niezliczone przeszkody. Piątego maja wzięliśmy udział w zawodach Runmageddon Beskidy. Musimy przyznać, że nieco zlekceważyliśmy ten dystans. Uważaliśmy, że skoro jesteśmy w stanie przebiec półmaraton, to ten event będzie stanowić jedynie ciekawszą wersję kwietniowego biegu. Otóż nie! Na południu Polski nauczyliśmy się, aby nigdy nie olewać biegów z przeszkodami - zwłaszcza nie spędzając wcześniej zbyt dużo czasu na siłowni.
Dzień później odbył się w Toruniu (tak, Toruniu, przejechaliśmy prawie pół Polski) wyścig kolarski Velo Toruń, w którym wziął udział jedynie Zbyszałek. Przejechać 104 km dzień po Runmageddonie - szacun! Na początku czerwca biegliśmy w biegu na 5 kilometrów w Szamotułach. Nasze rewiry, więc nic nie mogło nas zaskoczyć. Nie było zbyt dużo kalkulacji - biec szybko, a na ostatnim kilometrze bardzo szybko. Wyszło całkiem fajnie. Początek lipca to - zgodnie z tradycją - sprint w Pniewach. Bez wielkich założeń, raczej jako przetarcie i wejście w sezon triathlonowy. Tydzień później zawitaliśmy w pięknej Bydgoszczy, aby pokonać 1/4 IM w sztafecie. Zbyszałek pływał, Królałek pedałował (no homo), biegła zaś pewna dama lubiąca swój wolny czas poświęcać na wędkowanie. Wyszło spoko. Następnie miał być triathlon w Szczecinie. Miał, lecz się nie pokazaliśmy ze względu na choroby. W lipcu zatem solidarnie słabowaliśmy.
No i 19.08.2019. Dzień próby. Udało się.
Po Borównie, musimy to przyznać, byliśmy bardzo zmęczeni. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Obaj ostro zasuwaliśmy, aby pokonać 1/2 IM, obaj również mieliśmy wiele tematów pozasportowych, które wymagały naszej atencji, czyli czasu i energii. Po głównym starcie mocno odpuściliśmy treningi. Odbiło się to na naszej kondycji i wadze, ale myślę, że obaj tego bardzo potrzebowaliśmy. Teraz wracamy do żywych z planem, aby w tym roku zrealizować nasz wielki cel. Wyrok został już podpisany, zapis na pełen dystans w Borównie oraz opłata dokonały się, więc już za późno, żeby to odwołać. Nie pozostaje nic innego, jak wrócić do zasuwania, aby jak najlepiej się przygotować.
Chcemy dzielić się tym, co robimy na niniejszym blogu i pisać, co aktualnie się u nas dzieje. Po pierwsze, może to stanowić świetny pamiętnik, którym będzie można się kiedyś chwalić przy piwku. W końcu nie co dzień dwóch grubasków zakłada się, że ukończy Iron Man'a. Po drugie, być może w ten sposób nakłonimy kogoś do tego, aby postawił sobie jakiś wielki cel, a następnie poświęcił wiele, by go osiągnąć. Warto.
Pozdro,
Płonące Racice
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz