zgodnie z naszym założeniem, wracamy do podsumowań naszych treningowych tygodni. Poniżej krótka informacja, co ciekawego działo się w minionym tygodniu.
Zbyszałek:
zeszły tydzień pełen był u mnie ambitnych planów i mniej
ambitnej ich realizacji. W czwartek wyjeżdżałem w góry, więc trzeba było
wcisnąć jak najwięcej treningów przed wyjazdem, coby tak całkiem tygodnia nie
zmarnować. Mimo to poniedziałek musiałem przesiedzieć w domu, ze względu na
nawał obowiązków pozatriathlonowych (kto to widział, żeby mieć jakiekolwiek
inne obowiązki). We wtorek od rana ruszyłem więc z kopyta - najpierw siłka i
zaraz po niej godzinny rowerek jeszcze przed pracą. Wstawanie tak wcześnie bolało,
ale w sumie czas się przyzwyczajać, niedługo będzie jeszcze wcześniej i dużo
częściej... Środa - podobna historia, tym razem pakernia po której chwilę
pobiegałem, bez specjalnych ćwiczeń dodatkowych, bo ciągle miałem stracha po
tym, jak w niedzielę naciągnąłem sobie mięsień łydki. Nareszcie przyszedł
czwartek - dzień wyjazdu. Mimo to wstałem jeszcze raz wcześnie rano, by dobić
się od rana godzinnym rowerkiem.Reszta tygodnia składała się z całkiem sporej
ilości, ale jednak rekreacyjnego jeżdżenia na nartach oraz jedzenia i picia w
ilościach stanowczo przekraczających założone w diecie limity. No ale na
wyjeździe grzech sobie żałować.
Królałek:
prawie nic :) minione dwa tygodnie minęły pod znakiem anginy oraz problemów z silnym bólem pleców. Konieczne były wizyty u lekarza oraz fizjoterapeuty, a także tabletki przeciwzapalne. W sobotę udało się wykonać bezboleśnie 6 ćwiczeń core, a w niedzielę przebiec, również bez niepożądanych reakcji organizmu, nieco ponad 5 kilometrów. Wygląda więc na to, że doszedłem do siebie i mogę wrócić do wycisku.
Tyle. Działamy dalej. Zaraz połowa lutego, a od marca już koniec miłego. Joł!
Płonące Racice
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz